środa, 29 maja 2013

maj się kończy :(

Na początku napiszę że kocham maj jaki by on nie był, udzielam się jak mogę, oczywiście w ogrodzie. Postanowiłam że powiększę grządki i zrobię to co najbardziej lubią tygrysy czyli...nowe nasadzenia.
Po zdjęciu trawy wszystko wygląda tak. Oczywiście przy okazji zdejmuję te zielone obrzeża których nie lubię ale kiedyś były niezbędne. 
Już nie mogę doczekać się nasadzeń, uwielbiam ten stan kiedy wszystko jest gotowe i czeka na to co piękne. Odchodząc od tematu wczoraj po pracy pojechałam z moją latoroślą na garniturowe zakupy. Kończy właśnie gimnazjum i 31 maja ma bal. Tak się prezentowało moje dziecię. Pewnie po wklejeniu tego zdjęcia usłyszę ależ mamo!!! Ale trudno zaryzykuję. 
Pozdrawiam wszystkich majowo.
 


środa, 22 maja 2013

rododendrony i różaneczniki...

Maj w rozkwicie i chciałoby się by nigdy się nie kończył. Wokół piękno zachwyca, zmusza ale tylko pozytywnie do pracy w ogrodzie. Kwiecie uśmiecha się z każdego kąta.
Te kwitnące krzaczki powodują że chcę mieć ich więcej i więcej i już planuję nowe zakupy :). One na prawdę odwdzięczają za podlewanie, pozimowy previcur energi i trochę nawozu.
Pięknie jest, zapomnieć można o kłopotach.
  

poniedziałek, 20 maja 2013

sobota i niedziela ogrodowa...

Ostatnie wolne dni spędzałam pracując w ogrodzie ( jak zwykle), cieszy mnie i ta praca i jej efekty...Ogród jest taki wdzięczny za starania.
Więc kolejno fasolka, buraczki, sałaty lodowa, rzymska i karbowana rosa.Bardzo lubię sałatkę z różnych odmian sałaty, poza tym czyż nie wygląda ona cudnie na grządkach. Same plusy :)
Jako że "zimna Zośka" minęła wysadziłam też pomidorki gruntowe i koktajlowe, dodam że z własnej rozsady.
Tych piękności nie mogę się doczekać, już marzy mi się placek z truskawkami, co wy na to :)
na koniec jeszcze mały widoczek z sadu, pierwsze brzoskwinie na mojej czteroletniej brzoskwince.
Pięknie jest...

wtorek, 7 maja 2013

maj...

Przyszedł najcudniejszy miesiąc roku, wiosna już nas nie zawodzi i wszystko cieszy oczy rozkwitającym pięknem. Majówkę spędziłam nad morzem, było na prawdę wspaniale i nie napiszę kiedy ostatni raz wyjeżdżaliśmy z mężem. Pogoda dopisała, humory również...
 Wprawdzie dość daleko było z Darłówka do Szymbarku ale nie mogłam odmówić sobie zobaczenia domu do góry nogami oraz kawałka sybirackiej historii.
    Bardzo duże wrażenie zrobiły na mnie wagony którymi przewożono ludzi na Sybir,  ogrom strachu i niepewności  jaki tkwił w tych ludziach musiał być bardzo bolesny. Dla mnie niewyobrażalny, zdjęcie poniżej jest zrobione w jednym z wagonów. Minę jak widać miałam nietęgą. Było mi po prostu smutno...

Generalnie wypoczęłam bardzo, przypomniałam sobie namacalnie że mieszkamy w pięknym kraju.  Wróciliśmy koło południa w niedzielę i pierwsze kroki skierowałam do ogrodu który po czterech dniach bardzo mnie zaskoczył swoim rozkwitem i soczystością.
Magnolia która zakwitła po raz pierwszy a ma już pięć lat,
Porzeczki które oszalały i jak przyjdzie "zimna Zośka" to może nie narobi szkód.
Brzoskwinia która również zakwitła po raz pierwszy,
no i mój warzywnik,
Radość powrotu była słodka i  jak w letargu spacerowałam i zachwycałam się wszystkim. Pewnie dlatego warto wyjeżdżać, bo po powrocie ze zdwojoną siłą docenia się to co się ma.

Pozdrawiam